Kolejna odsłona naszej 75-letniej historii – Julian Śmielecki

Zdjęcie, które Wam dziś prezentujemy w związku z jubileuszem 75-lecia Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna kryje w sobie więcej pytań niż odpowiedzi. Powstało prawdopodobnie w latach 50. Do bibliotecznych zbiorów trafiło w 2016 roku, wraz z wystawą poświęconą Julianowi Śmieleckiemu. Należy podejrzewać, że pochodzi właśnie ze zbiorów Śmieleckiego, znanego ze swojej fotograficznej pasji. To wyjątkowa postać w historii miejskiej książnicy. Pierwszy kierownik (1945-1962), założyciel i organizator instytucji. Jak wspominają pracownicy – może niezbyt rozmowny, jednak niezwykle skuteczny i oddany swojej pracy. Czasy jego kierownictwa to złoty okres działalności biblioteki, pełnej czytelników i wydarzeń tu organizowanych. On sam nie poprzestawał na miłości do literatury, był także wieloletnim przewodnikiem PTTK i członkiem miejskiego oddziału Poznańskiego Towarzystwa Fotograficznego.
Na fotografii widnieje w centralnym punkcie w towarzystwie dam. Bibliotekarek? – bardzo prawdopodobne. Wśród sfotografowanych jest Czesława Skrzypińska, która wraz z Śmieleckim w roku 1945 bibliotekę zakładała oraz Aleksandra Zawodna. W latach 50-tych Biblioteka miała już dwie pierwsze placówki filialne (Oddział Dziecięcy (od 1953) Filia nr 1 (od 1955) a to oznaczało, że potrzebowała personelu obsługującego.
Fotografię wykonano ze skweru, na którym obecnie znajduje się budynek Biblioteki Głównej, w tle zaś fasada domu przy ul. Mieszka I 15 z Oddziałem Dziecięcym na parterze.

 

 

Zapraszamy do innych wpisów przypominających rozliczne momenty z historii Biblioteki:

Krótka wycieczka w biblioteczną przeszłość

Krótka wycieczka w biblioteczną przeszłość

Krótka wycieczka w biblioteczną przeszłość

Rozmowy znad kreślarskiego biurka

Co wtorek tutaj – na naszym profilu FB – oraz stronie internetowej możecie poczytać o mistrzach kreski – ilustratorach i ilustratorkach. Jak powiedział Bohdan Butenko o znaczeniu ilustracji dla książki – „książka powinna być całością. Dlatego ciągle powtarzam, że książkę robi się jak sweter”. A powiedział to Sebastianowi Frąckiewiczowi w rozmowach, które zawarte są w publikacji „Ten łokieć źle się zgina”. W tym wyjątkowym – i przede wszystkim wyjątkowo interesującym – zbiorze Frąckiewicz przepytuje nie tylko takie tuzy polskiej ilustracji jak Butenko, Józef Wilkoń czy Iwona Chmielewska, ale też młodsze pokolenia lustratorów: Jana Bajtlika, Katarzynę Bogucką, Emilię Dziubak, Bartłomieja Gawła, Annę Halarewicz, Jana Kallwejta, Piotra Sochę i Rafała Wechterowicza. Nie są to – jak by się można spodziewać – rozmowy tylko o warsztacie czy tajemnice kreślarskiego biurka. Jedenastu rozmówców daje bardzo szeroką panoramę „tematu”, w której mieszczą się także takie aspekty, jak: rynek wydawniczy i pośrednio rynek pracy, edukacja plastyczna w Polsce, środowisko ilustratorów, prawa autorskie, i jeszcze wielu innych problemów. Rozmowy są wartościowe, bo pytający – Sebastian Frąckiewicz – zna temat i po prostu wie, o co zapytać; drąży sprawy niełatwe lub takie, o których nie mówi się głośno (nie tylko w tym środowisku zawodowym). Znaną i popularną ilustratorkę Emilię Dziubak pyta np. o ilustracje „środka”, czyli takie które gotowi są zaakceptować zarówno miłośnicy cukierkowych książek Disneya, jak i polskiej szkoły ilustracji.
„Zawsze marzyłam o tym, żeby moje książki dotarły do dzieci z podwórka, niekoniecznie dzieci pracowników galerii sztuki czy inteligencji od kilku pokoleń. Sama wychowywałam się w miejscu, gdzie nie miałam dostępu do kin czy teatru. Ale wierzę, że jeśli ktoś ma w sobie pragnienie tworzenia bądź odbioru kultury czy smykałkę, to nie musi chodzić na dziesięć kursów po godzinach, żeby być wrażliwym na książkę czy sztukę. Jeszcze kilka lat temu te dobrze zaprojektowane książki dla dzieci faktycznie były niszą. Teraz to już nie jest nisza, ale panuje moda na niszę – udawaną niszę. Jeżdżę na targi książki i widzę na nich pewną grupę rodziców, którzy kupują te pozycje dlatego, że to jest modne. Chcą być fajnymi rodzicami kupującymi piękną publikację z renomowanego wydawnictwa”.
Rynek ilustracji dziecięcej rozpięty jest między skrajnościami – książkami-produktami, które kupuje się na kilogramy z koszy w marketach a konceptualnymi picture bookami, wymagającymi często od odbiorcy swego rodzaju przygotowania, czyli kapitału kulturowego. Frąckiewicz o ilustracji myśli szeroko, stąd w gronie rozmówców Anna Halarowicz – ilustratorka mody; Bartłomiej Gaweł projektujący ilustracje do gier komputerowych (pracował choćby przy Wiedźminie) czy Rafał Wechterowicz – specjalizujący się w rysunku dla rynku muzycznego (tworzył projekty koszulek dla takich gwiazd jak Slayer czy Metallica). Polecamy – rzecz obowiązkowa, bo nie tylko o ilustracji, ale też mocno o polskiej rzeczywistości.

 

Ptasi goście

Kiedy wiosna za oknem nie sposób, nie przypomnieć sobie najlepszego utworu oddającego wiosenne poruszenie przyrody – mowa o „Ptasim radiu” Juliana Tuwima.

Halo, halo!
Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
[…]
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
Pitipilitać i pimpilić
Ptaszki następujące:

Słowik, wróbel, kos, jaskółka,
Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,
Szczygieł, sowa, kruk, czubatka …
Dziś zaprosimy wiosnę do domu. Przygotujemy własnego ptasiego gościa.

Do jego przygotowania potrzebujemy:
– kolorowe kartki sztywniejszego papieru,
– mogą być kawałki kolorowego papieru do pakowania prezentów,
– czarny marker lub pisak,
– nożyczki,
– klej.

Składamy na połowę kartkę papieru formatu A6 lub nieco mniejszą. Tworzymy trapez, ścinając brzegi złożonego prostokąta, tak aby najkrótsza część znajdowała się w miejscu złożenia kartek. Nacinamy kolorowe karteczki w paski ok. 10 cm x 1,5 cm. Naklejamy je w ten sposób, aby wystawały poz a dłuższe boki trapezu. Zostawiamy klejenie wewnątrz trapezów. Następnie wycinany owale na oczy. Markerem lub pisakiem zaznaczamy na nich oczy. Wycinany dziób, składając papier i nacinając go w tzw. ząbek. Rozprostowujemy całość i składamy ponownie tworząc malutki prostokąt, pozwalający na doklejenie do naszego złożonego trapezu. Przyklejamy oczy i dziób. Szykujemy prostokąt ok. 4 cm x 1,5 i doklejamy krótsze brzegi do wewnętrznych części trapezu.
Gotowi ptasi domownicy mogą stanąć w naszej przestrzeni codziennych zmagań z epidemią. Resztę musi uzupełnić świergot zza okien. Pokażcie swoje prace, jesteśmy ciekawi, jakie cuda stworzyliście.

 

 

 

Zachęcamy do pozostałych działań plastycznych prezentowanych w cyklu „Od książki do (małej) sztuki”:

Zrób sobie ….potwora!

Warsztatowo…

Piegowate portrety

Był sobie raz troll Maciupek

Tove Jansson jest nie tylko „mamą Muminków”, ale też autorką pięknej opowieści o samotności i przyjaźni, która dodaje odwagi – pod tytułem „Kto pocieszy Maciupka?”. To niedługa, zachwycająco zilustrowana opowieść o samotnym, przestraszonym trollu Maciupku:

„Był sobie raz troll Maciupek – nieśmiały, płochliwy malec.
Żył w swoim domu, niestety sam najzupełniej, jak palec.
Ogromnie bał się ciemności, starannie zamykał więc drzwi,
Zapalał wszyściutkie lampy i w łóżku skulony wciąż tkwił.”

Maciupek boi się wszystkiego – nie tylko nocnego wycia okropnej Buki. Mając dość swojego strachu, pakuje walizkę i wyrusza w drogę. Nieśmiałość i nieodłączne obawy nie pozwalają mu zdobyć w drodze nowych przyjaciół. Do czasu. Spotyka bowiem Drobinkę, która jeszcze bardziej niż on potrzebuje ratunku. I wtedy nie straszna mu nawet wielka jak góra Buka.

„I wszystkie światła przygasły, zbladł nawet księżyc na niebie.
– Proste to raczej nie będzie – jęknął Maciupek do siebie. Zatańczył wojenny taniec i nagle, tuż od sam koniec, skoczył i żeby zatopił mocno w jej zimnym ogonie.
Buka się wściekła okropnie, uciekła do lasu w szale.
I wtedy Maciupek ujrzał….Drobinkę drżącą na skale.
Łatwo jest spłoszyć Drobinkę, sprawić, że drży i się boi,
Lecz można ją równie łatwo pocieszyć i uspokoić”.

Maciupek uratował Drobinkę, a także samego siebie – przed samotnością. W 2013 roku wydawnictwo EneDueRabe wydało Maciupka w znakomitym wierszowanym przekładzie Ewy Kozyry-Pawlak. Tekst został przez nią wykaligrafowany. Na kartach książki spotkacie wiele postaci znanych z muminkowego uniwersum: Paszczaki, Homki, Filifionkę, Too Tiki czy Włóczykija. Jeżeli jeszcze nie zaprzyjaźniliście się z Maciupkiem, koniecznie zapiszcie ten tytuł jako dobrą lekturę na lepsze czasy (gdy Biblioteka będzie znów otwarta dla czytelników).

 

Mistrzowskie kreski: rzecz o ilustracji – Janina Krzemińska

W naszym wtorkowym cyklu poświęconym ilustracji, przypominamy nazwisko Janiny Krzemińskiej – zbyt mało rozpoznawalne. I chodzi tylko o nazwisko, bo już same ilustracje ilustratorki wielu czytelników – zwłaszcza starszych – doskonale kojarzy z książek czytanych w dzieciństwie.
Janina Krzemińska to jedna z najważniejszych postaci w powojennym świecie literatury dla dzieci. Jej ilustratorskie dzieła wypełniły karty najważniejszy książek autorów lat 50-tych i 60-tych: Czesława Janczarskiego, Marii Kownackiej, Lucyny Krzemienieckiej, Stefanii Szuchowej, Marii Terlikowskiej.
Jednak najwięcej ilustracji pozostawiła w „Misiu” – pisemku dla najmłodszych, którego od 1957 roku była kierowniczką artystyczną. Według Michała Rogoża, badacza literatury dziecięcej i młodzieżowej, Krzemińska była autorką ponad 1002 prac, dla porównania Bohdan Butenko – jeden z najczęściej publikowanych w czasopiśmie ilustratorów – miał ich o połowę mniej!
Jej ilustracje były pogodne, zawsze tworzone z myślą o przekazie czytelnym dla dziecka, nierzadko przybliżały najmniejszym świat przyrody, który artystka kochała.

Fotografie ilustracji pochodzą z książki Barbary Gawryluk „Ilustratorki. Ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów”.

 

 

 

Inne wpisy z tego cyklu:

Nowy cykl „Mistrzowskie kreski: rzecz o ilustracji”

Blubry: „Bamber”

Bamber to w gwarze wielkopolskiej oczywiście chłop, rolnik, gospodarz (również pogardliwie o kimś zachowującym się prostacko – na tej samej zasadzie, jak mówi się o kimś „wieśniak” – tego użycia nie polecamy!). Do bambra chodziło się po mleko czy jajka. Pochodzenie tego określenia gwarowego jest geograficzne, a odbija się w nim historia polsko-niemieckich stosunków.
Otóż Bamberg, od którego ta nazwa pochodzi, to miasto wielkości mniej więcej Gniezna, leżące w południowym (frankońskim) niemieckim landzie – Bawarii. To właśnie z tego rejonu na początku XVIII wieku w okolice Poznania zaczęli przybywać niemieccy osadnicy. Osiedlali się w wyludnionych – na skutek wojen i zarazy – podpoznańskich wsiach. Pierwszy kontrakt pomiędzy przybyłymi a władzami lokalnymi Lubonia zawarto w 1719 roku. Społeczność ta szybko się zasymilowała.
Do dziś w Poznaniu pielęgnuje się tradycje bamberskie – działa Towarzystwo Bambrów Poznańskich, a w pierwszą sobotę po 1 sierpnia na poznańskim Starym Rynku odbywa się Święto Bamberskie. Tam też znajduje się Studzienka Bamberki – rzeźba z 1915 roku przedstawiająca kobietę w charakterystycznym stroju bamberskim z nosidłami. W 1998 roku przy studzience z poznańskimi Bambrami spotkał się kanclerz Niemiec Helmut Kohl. Wiceprezesem Towarzystwa Bambrów Poznańskich jest Juliusz Kubel, popularyzator gwary poznańskiej, „ojciec” radiowych „Blubrów Starego Marycha”. Ubiegłą jesienią – na spotkaniu autorskim w naszej Czytelni – mówił żartem, że historia bambrów pokazuje, że na saksy jeździło się też w odwrotnym kierunku, z Niemiec do Polski (emigracja z Bambergu miała bowiem podłoże ekonomiczne, nie tyle za chlebem, co „za ziemią”).

 

 

 

Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:

Blubry: „Zrobić łóżko”

Blubry: EKA

Drodzy Czytelnicy i Przyjaciele Biblioteki

Świąt prawdziwie Wielkanocnych
z jajkiem, słońcem i Dyngusem roześmianym,
z wiarą mocną w lepsze jutro i nadzieją…
Serdecznych spotkań w bliskim gronie rodziny
oraz wesołego „Alleluja”.

Życzy Dyrektor i Pracownicy
Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna

Zwycięska kartka wielkanocna przygotowana przez Kornelię Walczak (Zespół Państwowych Szkół Muzycznych w Gnieźnie) w konkursie BPMG „Na Wielkanoc namaluj nam życzenia”.

 

Literacka podróż wyobraźni

Dziś kolejna podróż wyobraźni – z Czesławem Miłoszem do „Doliny Issy”. A właściwie w okolice rzeki Niewiaży, głównego dopływu Niemna, bo to ta rzeka była pierwowzorem tytułowej Issy. Powieść Miłosza – pisana w połowie lat 50. na emigracji – to wyraz tęsknoty za krajem i krainą dzieciństwa. To nad brzegami tej rzeki przyszły noblista spędził najwcześniejsze lata życia. Wyidealizowany obraz tamtego czasu i miejsca (litewskie Szetejnie) przepełnionego magią poeta utrwalił na kartach powieści.
„Rzeka dla Tomasza była olbrzymia. Niosły się nad nią zawsze echa: kijanki stukały tak-tak-tak; skądś odzywały się inne, jakby była umowa, że jedne drugim mają odpowiadać. Cała orkiestra i kobiety piorące nigdy nie pomyliły się, jeżeli zaczynała nowa, zaraz wpadała w ten takt, co już był. (…) Po powierzchni uganiały się pająki, dokoła nóg których tworzą się wgłębienia, żuki – krople metalu tak śliskie, że woda ich się nie ima – odprawiały swój taniec w kółko, ciągle w kółko. W słonecznym promieniu lasy roślin na dnie, między nimi stoją ławice rybek, które pryskają na wszystkie strony i znów zbierają się, kilka ruchów ogonkiem, rozpęd, kilka ruchów ogonkiem”.
„Dolina Issy” to malarska opowieść o konkretnym miejscu na mapie, ale z jego tajemnicami, przeszłością, wierzeniami i legendami. To też opowieść o ludziach stamtąd i dojrzewaniu. W tę literacką podróż na Litwę warto się wybrać. Proza Miłosza została też przeniesiona na obraz filmowy przez innego twórcę urodzonego na Litwie – Tadeusza Konwickiego. Czytajcie i oglądajcie!

 

Biblioteczny kącik jubileuszowy – spotkanie autorskie z Haliną Snopkiewicz

Nasza dzisiejsza fotografia zabiera nas do roku 1970, na jedno z dziesięciu zorganizowanych wówczas spotkań gnieźnieńskiej publiki z piórami ówczesnej literatury. Biblioteczna przystań gościła –  tylko w 1970 roku – takie sławy jak: Henryk Bereza, Lesław Bartelski czy Jerzy Korczak.
Wróćmy jednak do zdjęcia – na nim spotkanie autorskie z Haliną Snopkiewicz. Dojrzałe czytelniczki  na pewno dobrze kojarzą tę popularną w tamtym czasie (i jeszcze do lat 90.) autorkę  powieści dla dziewcząt. Choć na pierwszym planie fotografii widzimy mężczyznę, to reszta obecnych na spotkaniu to czytelniczki. Przyszły na spotkanie ze swoją ulubioną pisarką. „Słoneczniki” Snopkiewicz, czyli powojenna opowieść  – pamiętnik młodej dziewczyny Lilki – stały na półkach tysiąca ówczesnych nastolatek, wyczytane do imentu.  Książki tej autorki do dziś zresztą są w księgozbiorze naszej biblioteki. Co w nich znajdzie współczesna czytelniczka/czytelnik? Na pewno doskonały portret dekad powojennych, a także przeżycia właściwe młodzieńczemu duchowi: emocje znaczone naiwnością, rozczulającą arogancją i romantyzmem.
Ciekawe, czy  wśród Was – naszych wiernych czytelniczek – jest ktoś, kto był wówczas na tamtym spotkaniu z Haliną Snopkiewicz?

 

Zapraszamy do innych wpisów przypominających rozliczne momenty z historii Biblioteki:

Krótka wycieczka w biblioteczną przeszłość

Krótka wycieczka w biblioteczną przeszłość

Siła kobiet

Dziś klasyka i (od)czytanie drugie. Polecamy bowiem książkę, którą kilka miesięcy temu na tapecie miał Klub Dyskusji o Książce. „Umiłowana” niedawno zmarłej amerykańskiej noblistki Toni Morrison to rzecz warta powtórnego czytania, ma w sobie bowiem potencjał wielu interpretacji. Naczelnym tematem Morrison jest niewolnictwo i rasizm – autorka była głosem ”czarnej” Ameryki, donośnym i słuchanym. Jednak odbiór jej dorobku tylko przez pryzmat głównego tematu pomija inne ważne kwestie, które poruszała – choćby feminizm.
Przykładem tego jest właśnie „Umiłowana”. To przejmująca i znakomita literacko opowieść o wyzwoleniu niewolnic, ale także o wspólnocie losu „czarnych” kobiet. Nie kobiet w ogóle, a właśnie Afroamerykanek. To los odmienny od doświadczeń białych kobiet. Choćby przez fakt, że niewolnice, pracujące ponad siły na plantacjach, nigdy nie były postrzegane jako „słaba płeć”. bell hooks, feministyczna badaczka, zwraca uwagę także na inne znaczenie domu dla „czarnych” kobiet:
„Historycznie rzecz biorąc, czarne kobiety uważały pracę we własnym domu za zajęcie, które uczłowiecza; pracę, która potwierdza naszą tożsamość jako kobiet, jako istot ludzkich przejawiających miłość i troskę – te właśnie ludzkie gesty, do których – wedle ideologii supremacji białych – czarni się byli zdolni” (za: K. Szumlewicz, „Miłość i ekonomia w literackich biografiach kobiet)”.
„Umiłowana” jest znakomitym materiałem do prześledzenia losu „czarnych” kobiet z pozycji feministycznych: spojrzenia na macierzyństwo, rodzinę (niewolnice nie mogły mieć rodzin w tradycyjnym rozumieniu), pracę ponad siły, zmaganie się z rasistowską i męską opresją. Te tematy śledzimy podążając za wyrazistymi głównymi bohaterkami – charyzmatyczną Baby Suggs; popadającą w obłęd, choć silną Seth; jej niezłomną córką Denver i tytułową – widmową – Umiłowaną. To powieść o koszmarze niewolnictwa i sile niewolnic – sile płynącej przede wszystkim od innych kobiet.
Jeśli lektura „Umiłowanej” wciąż przed Wami – koniecznie zapiszcie ten tytuł. Autorem ilustracji okładkowej do tego wydania jest Waldemar Świerzy, wybitny polski artysta i współtwórca polskiej szkoły plakatu.