Tag: Włodzimierz Bulikowski
Blubry: Famuła
Wszelkie święta od wieków były okazją do rodzinnych spotkań, i to spotkań wielopokoleniowych. Dzisiejsi dziadkowie, na pewno pamiętają zjazdy całych familii odbywających się z okazji imienin, chrzcin, Wielkanocy czy odpustów. Rodziny, czyli famuły, zbierały się by świętować, dyskutować i pielęgnować familijne więzi.
Sam wyraz „famuła” wziął się z niemieckiego określenia rodziny – „Familie” i w tym znaczeniu był stosowny w okolicach Poznania i Lwowa. W łódzkim wyraz „famuła” określał dom rodzinny, w rozumieniu samego budynku. W gwarze żywieckiej „famułą” określano zupę chlebową. Istnieje też określenie „chamuły”, które dotyczy zupy owocowej lub zupy przygotowanej z rozgotowanego chleba z owocami.
Tyle etymologia.
Ciekawe, w ilu gnieźnieńskich domach określenie „famuła” jest wciąż żywe.
A na koniec wierszyk – obyśmy jak najszybciej mogli się spotykać w szerszym, rodzinnym gronie.
„Famuły sie zbierają kiedy,
wypada odpust Wosia wtedy.
Gnieźniyński nosz następny krok:
Znowu spotkomy sie za rok!”*
*W. Bulikowski „Bądźma ludźmi, szak! Rzecz o gwarze gnieźnieńskiej”.
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: Fefrać się
Dziś w naszym gwarowym cyklu określenie „fefrać się”.
„Fefry mnie jakie obeszły abo pietra dostołem, tak że portasy to lotają jak nie jedyn polityk z lewy na prawą i nazad”.
Jak wynika z kontekstu przytoczonego zdania „fefrać się” to inaczej bać się. Obecnie „fefry” prawie nie pojawiają się wśród gwarowych sformułowań mieszkańców Gniezna. Hmmm, albo jesteśmy odważniejsi, albo gnieźnianie wyrażają swój lęk i strach w bardziej oficjalnej polszczyźnie;). Przywołując zwrot, odkurzamy go nieco spod warstewki zapomnienia. Ufamy, że przypadnie Wam do gustu.
A może całkowicie się mylimy i fefry nadal są użyciu? Dajcie znać!
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: Kociamber
„W momyncie wy¬chycnył czorny kociamber, którny zjoroł mu czoło, a zaś sie ześlizgnył zez łysej glacy i sie przepod.”
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: Laczki, czyli gwarowe obuwie domowe
W każdym zakątku Polski mówi się o nich inaczej: kapcie, papucie, papcie, bambosze, pantofle domowe. U nas w Poznańskiem na domowe obuwie bez pięty mówimy oczywiście laczki. Co ciekawe, przekraczając próg mieszkania laczki zmieniają się w …klapki. Różnica między laczkami a klapkami najczęściej dotyczy materiału, z którego są zrobione – laczki są zwykle przytulnie tekstylne, klapki natomiast raczej gumowe lub plastikowe. Poza tym laczki częściej mają kryte palce.
W laczkach chodzą ludzie na terenach, które miały długotrwały kontakt z językiem niemieckim, czyli w Wielkopolsce i na Śląsku, Kaszubach, Warmii i Mazurach, bo używane w Polsce słowa pochodzą od niemieckich wyrazów La̱tschen (papeć, kapeć), latschen (człapać, włóczyć się). Korzenie tego gwarowego słówka wskazują zatem na jego raczej domowe i mało eleganckie przeznaczenie. I dobrze, w końcu po domowych przestrzeniach wygodniej człapie się w laczkach, a do bardziej dystyngowanych form poruszania się mamy inne rodzaje obuwia.
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: „Wihajster”
Tak naprawdę nie wiadomo ani jak wygląda, ani do czego służy. Więcej – na tej zagadkowej nieokreśloności zasadza się pochodzenie tego słowa. Otóż wihajster to spolszczony zwrot z języka niemieckiego: „Wie heißt er?” – co znaczy „jak on się nazywa?”.
Wihajster może służyć do wszystkiego – to narzędzie o nieograniczonym zastosowaniu. Można nim coś podważyć, otworzyć, naprawić. Słowo tak znakomicie odnalazło się w ogólnej polszczyźnie, że dziś nie jest kojarzone z żadną konkretną gwarą i jest używane niemal w całej Polsce.
Przy okazji wihajstra warto wspomnieć o dynksie lub dinksie, który jest także dość popularnym określeniem na coś, czego mówiący nie umie nazwać. Dynks stosuje się zamiennie z określeniem wihajster. Ciekawą definicję dynksa przedstawił kiedyś propagator gwary poznańskiej Jacek Hałasik: „Co to jest dynks? Taki wichajster, ino mniejszy”.
Dodajmy, iż z tym słówkiem gwarowym jest jeszcze taki problem, że niektórzy zapisują je przez „ch”, choć według słownika PWN poprawny zapis jest przez „h”.
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: „Heklować”
A Wy potraficie jeszcze heklować?
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: „Rajzować”
Dziś będzie o rajzowaniu. Choć czasy pandemii nie są łaskawe dla miłośników tej czynności, to poprzestając na małym, można rajzynge ograniczyć do podwórkowej lub miejskiej.
Rajzowanie, czyli podróżowanie, to przykład kolejnego językowego zapożyczenia od naszych niemieckich sąsiadów. Reise znaczy tyle, co podróż, wycieczka. Stąd polski rzeczownik „rajza” – o tym samym znaczeniu – i czasownik „rajzować”. Rajzowanie to także włóczęga lub po prostu spacer – jak w cytowanym fragmencie: Wiaruchna no te nasze rajzengi to tak nie każdą razą są istnie takie jak kiedy fyrom z turystami po mieście.
A Wy kiedy ostatnio słyszeliście o rajzowaniu?
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: „Gzik”
Chyba nie ma w Gnieźnie (i w Wielkopolsce) nikogo, kto nie zna smaku gziku. Albo gziki. To oczywiście rozdrobniony twaróg z dodatkiem śmietany, szczypiorku i cebulki, a czasami też z rzodkiewką (w gwarze – redeską), a nawet jajkiem. Ale przede wszystkim gzik w „środowisku naturalnym” (czyli na talerzach gnieźnian) nie występuje solo. Bo z gzikiem najlepiej smakują pyry, czyli ziemniaki. Obowiązkowo – ugotowane w mundurkach. Prosta kuchnia – wiadomo – najlepsza!
Podawanie przepisu na pyry z gzikiem jest zupełnie bezcelowe – każdy z Was ma swój własny, pielęgnowany pokoleniami w rodzinnych domach.
Warto się jednak zastanowić nad innym słowem związanym z gzikiem. Otóż w Wielkopolsce – jak się wydaje – na podstawowy komponent gziku, czyli twaróg – częściej mówi się „biały ser”. A jak w Waszych domach – robicie gzik z białego sera czy z twarogu?;) Jesteśmy bardzo ciekawi!
Najważniejsze, że gzik z twarogu i gzik z białego sera smakują równie dobrze!
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach:
Blubry: „Bamber”
Bamber to w gwarze wielkopolskiej oczywiście chłop, rolnik, gospodarz (również pogardliwie o kimś zachowującym się prostacko – na tej samej zasadzie, jak mówi się o kimś „wieśniak” – tego użycia nie polecamy!). Do bambra chodziło się po mleko czy jajka. Pochodzenie tego określenia gwarowego jest geograficzne, a odbija się w nim historia polsko-niemieckich stosunków.
Otóż Bamberg, od którego ta nazwa pochodzi, to miasto wielkości mniej więcej Gniezna, leżące w południowym (frankońskim) niemieckim landzie – Bawarii. To właśnie z tego rejonu na początku XVIII wieku w okolice Poznania zaczęli przybywać niemieccy osadnicy. Osiedlali się w wyludnionych – na skutek wojen i zarazy – podpoznańskich wsiach. Pierwszy kontrakt pomiędzy przybyłymi a władzami lokalnymi Lubonia zawarto w 1719 roku. Społeczność ta szybko się zasymilowała.
Do dziś w Poznaniu pielęgnuje się tradycje bamberskie – działa Towarzystwo Bambrów Poznańskich, a w pierwszą sobotę po 1 sierpnia na poznańskim Starym Rynku odbywa się Święto Bamberskie. Tam też znajduje się Studzienka Bamberki – rzeźba z 1915 roku przedstawiająca kobietę w charakterystycznym stroju bamberskim z nosidłami. W 1998 roku przy studzience z poznańskimi Bambrami spotkał się kanclerz Niemiec Helmut Kohl. Wiceprezesem Towarzystwa Bambrów Poznańskich jest Juliusz Kubel, popularyzator gwary poznańskiej, „ojciec” radiowych „Blubrów Starego Marycha”. Ubiegłą jesienią – na spotkaniu autorskim w naszej Czytelni – mówił żartem, że historia bambrów pokazuje, że na saksy jeździło się też w odwrotnym kierunku, z Niemiec do Polski (emigracja z Bambergu miała bowiem podłoże ekonomiczne, nie tyle za chlebem, co „za ziemią”).
Inne gwarowe „słówka” z cyklu „Blubry pojedynczo: słownik codziennego użytku” znajdziesz w poprzednich wpisach: