Sally Rooney, irlandzka pisarka, nie ma jeszcze trzydziestu lat, a już narobiła wrzawy w świecie literackim – i to dosłownie – bo jej „pokoleniowe” książki opanowały listy bestsellerów jak świat szeroki. Co ciekawe, czytają je nie tylko rówieśnicy Rooney, ale też krytycy literaccy. Jedni chwalą, nazywając ją Salingerem pokolenia Snapchata, inni mają bardziej mieszane uczucia. To, co jednak zwraca uwagę i jednych, i drugich, to fakt, że miłosne perypetie i dojrzewanie dwojga młodych bohaterów – Connella i Marianne – Rooney pokazała na tle uwarunkowań klasowych. To właśnie te różnice, zwykle pomijane w tego typu opowieściach, czynią tę love story nietypową i bliższą światu…normalnych ludzi.
„Nie traktujesz mnie jak swojego kumpla z proletariatu? (…) Zdaję sobie sprawę z tego, że poznaliśmy się dzięki temu, że twoja mama pracuje dla mojej rodziny. Nie sądzę też, żeby moja matka była dobrym pracodawcą, nie płaci Lorraine zbyt dobrze (…).
Po prostu dziwnie się czuję z tym wszystkim – wyjaśnił – Czuję się dziwnie, recytując łacińskie formułki ubrany w smoking. Wiesz, że podczas kolacji wczoraj wieczorem obsługiwali nas studenci? Pracują, żeby zarobić na studia, gdy my siedzimy tam, wsuwając darmowe żarcie, które oni nam podają. Czy to nie jest potworne?”
Już wkrótce sami będziecie mogli się przekonać, czy książka „Normalni ludzie” zasługuje na wrzawę, jaką wzbudziła. To nasza nowość – niedługo pojawi się w księgozbiorze.