C/Z/YTAT na weekend: „Mądrość i cuda świata roślin” – Goodall Jane, Hudson Gail

„To fantastyka, ale Matka Natura także wymyśliła potwory – są co prawda mniejsze i nie mogłyby zaszkodzić człowiekowi, jednak opis zachowania niektórych mięsożernych roślin byłby koszmarną lekturą do poduszki dla ich maleńkich potencjalnych ofiar. Weźmy na przykład taką darlingtonię kalifornijską, po angielsku zwaną cobra lily. Ma ona wydatną, przypominającą język węża, rozwidloną wypustkę na krawędzi przekształconego liścia tworzącego podłużną tubę, która stanowi pułapkę na owady. Wypustka ta jest wygodnym miejscem do lądowania dla owada przywabionego pa-skudnym zapachem z wnętrza komory – paskudnym dla nas, ale najwyraźniej nieodparcie pociągającym dla owadów.”

Wiosna, wszystko wokół rozkwita i zieleni się. Dlatego na ten weekend C/Z/YTAT zabiera Was do dżungli, pełnej egzotycznych, dziwnych, cennych, ale też niebezpiecznych roślin. Jane Goodall, badaczka, etolożka i aktywistka na rzecz ochrony środowiska, znana przede wszystkim ze swojej miłości do szympansów tym razem dzięki lekturze „Mądrość i cuda świata roślin” zabierze Was w ciekawą, ale i momentami mroczną podróż przez warstwy flory naszej planety. Autorka pokazuje między innymi naszą zależność od roślin jako pożywienia czy lekarstw, zarówno dla ciała i ducha. Idealna lektura na wiosnę poleca się na ten weekend.

C/Z/YTAT na weekend: „Andersen. Życie baśniopisarza” Jackie Wullschlager

„Na dodatek zawsze znajdował się na skraju załamania nerwowego, gdy niepokoił się o drobne zdarzenia podczas podróży: bał się, że pomyli vetturinos albo pociągi (zawsze zjawiał się na stacji godzinę przed odjazdem), że zgubi bagaże, że będzie miał złą pieczątkę w paszporcie albo w ogóle go zgubi, że go oszukają na rachunku albo że zostawił nie dość wysoki napiwek. „O, jak ja potrafię się zadręczać!” – pisał. Być może podróżowanie miało na niego dobroczynny wpływ nie tylko dlatego, że pomagało oderwać się od siebie, ale też i dlatego, że swoje głębokie lęki – społeczne, seksualne, artystyczne – zamieniał wtedy na bardziej prozaiczne i bezpośrednie. Trudno się dziwić, że zawsze wsiadał na statek w Kopenhadze w stanie najwyższego napięcia i zdenerwowania, machał przyjaciołom na pożegnanie, prawie przekonany, że już nigdy ich nie zobaczy.”

 

Hans Christian Andersen, którego urodziny obchodziliśmy 2 kwietnia, śmiało może nosić miano jednego z najwybitniejszych baśniopisarzy. Warto przyjrzeć się jego biografii, którą rzetelnie opisała Jackie Wullschlager w książce „Andersen. Życie baśniopisarza”, pełnej ciekawostek, wybujałego ego, chorobliwej ambicji, słabości, fobii i lęków pisarza. Gdy pisarz przyszedł na świat w 1805 roku, nie było książek dla dzieci, a jedynie prastare, przekazywane z pokolenia na pokolenie legendy. Te opowiadała małemu Hansowi babcia. Pod koniec życia był już ojcem literatury dziecięcej, a na jego baśniach wzorowali się już inni pisarze. Zagubiony i pozbawiony ogłady, pełen sprzeczności i lęków, rozgoryczenia, niepewny swej orientacji seksualnej – temu wszystkiemu Andersen dawał wyraz w baśniach. W książce możemy śledzić losy baśniopisarza na barwnym tle jego epoki. Po tej lekturze inaczej spojrzycie na twórczość Andersena.

C/Z/YTAT na weekend: „Kamień na kamieniu” Wiesław Myśliwski

„Nie wiem, czy Bóg umarł, czy zmartwychwstał, czy to wszystko prawda, ale święcone jajka maja inny smak od nie świeconych. I nikt mi nie powie, że mi się tylko tak zdaje. Na co dzień mogę wcale jajek nie jeść, a święconych zjem z dziesięć na raz i nie zatka mnie. Ani chleba mi nie trzeba, trochę soli wystarczy, ma się rozumieć, też świeconej. A najlepiej z chrzanem, a chrzan powinien być nie tylko święcony, ale mocny, żeby nosem bił”.

Ten cytat z monologu Szymka Pietruszki – bohatera powieści „Kamień na kamieniu” Wiesława Myśliwskiego wybraliśmy ze względu na wielkanocny motyw. A wybrać jeden cytat z tej arcydzielnej prozy nie jest łatwo. Jak trafnie piszą krytycy, każde zdanie Myśliwskiego warte jest zacytowania. Mistrzostwo języka, realistyczny świat opisany z filozoficzną głębia to tylko niektóre  walory pisarstwa autora, który kilka dni temu obchodził 92. urodziny. „Kamień na kamieniu”, z którego wynotowaliśmy  powyższy cytat, otwiera inny genialny i pełen symbolizmu akapit:

„Wybudować grób. To się tylko tak mówi. A kto nie budował, ten nie wiem, co taki grób kosztuje. Prawie tyle co dom. Choć grób, mówią, też dom, tylko że na tamto życie. Bo wieczność nie wieczność, a swój kąt powinien człowiek mieć.”

Nic dziwnego, że Wiesław Myśliwski uchodzi za giganta polskiej literatury, zwłaszcza nurtu wiejskiego. Opisując realia polskiej wsi i przemian, jakim podlega, potrafi – jak mało kto – oddać uniwersalne i ponadczasowe wartości kondycji ludzkiej. Jeżeli więc planujecie spędzić wielkanocny czas z wartościową lekturą, to szczerze zachęcamy, by sięgnąć na półkę po Myśliwskiego – zachwycić się słowem i zadumać nad sensem. Połączenie, które we współczesnej literaturze wcale nie jest tak częste.

 

C/Z/YTAT na weekend: „O kotach” Doris Lessing

Dzisiejszy piątkowy C/Z/YTAT jest o niezwykłych stworzeniach, czyli…

„Jeśli usiądziesz blisko kota, który cię dobrze zna, i położysz na nim dłoń, próbując dostosować się do rytmów jego życia, tak różnych od naszych, uniesie czasem głowę i pozdrowi cię miękkim, zupełnie wyjątkowym dźwiękiem. Daje w ten sposób do zrozumienia, że wie o twojej próbie przeniknięcia do jego egzystencji. Popatrzy na ciebie oczami, które ustawicznie przystosowują się do zmian światła, ty odwzajemnisz to spojrzenie z ręką na jego grzbiecie… Skoro kot miewa nocne koszmary, muszą mu się też zdarzać przyjemne i ciekawe sny, podobnie jak ludziom. Może przenoszą go w miejsca znane mi ze snów, w których jednak nigdy go nie spotkałam. Często śnią mi się koty – dorosłe i malutkie – mam wobec nich obowiązki, o których te sny zawsze mi przypominają. Owe koty trzeba nakarmić albo zapewnić im schronienie. Jeżeli nasz świat snów nie pokrywa się z kocim, a tak mi się wydaje, to dokąd kot wędruje, kiedy śpi?”

 

Książka Doris Lessing „O kotach” ukazuje subtelność kociej natury. Autorka, wychowana na afrykańskiej farmie, w dzieciństwie była wielokrotnie świadkiem przemocy i mordów na kotach. Te doświadczenia wpłynęły na nią tak bardzo, że przez jakiś czas w ogóle unikała życia z kotami. Jednak miłość do tych stworzeń była silniejsza. Co więcej, to właśnie doświadczenia z Afryki sprawiły u niej poczucie moralnego obowiązku niesienia pomocy kotom.

Doris Lessing dzieliła niemal całe swoje dorosłe życie z kotami, od których roiło się w londyńskiej, zacisznej dzielnicy, po jej przeprowadzce do Anglii. Autorka przedstawia w książce koty jej życia, jak również wzajemne przenikanie się niezależnej natury kociej z ludzką, pokazując niezwykle znaczącą rolę kota w życiu człowieka. Przez dom pisarki przewijają się dziesiątki ciężarnych kotek, bezdomnych, chorych i skrzywdzonych kotów. Lessing, mając cały czas w pamięci wspomnienia z Afryki, staje się swoistą strażniczką kociąt przed ludźmi.

C/Z/YTAT na weekend: „Summa Technologiae” Stanisława Lema

Piątkowy poranek, czyli czas na C/Z/YTAT na weekend:
 
„Pobieżna znajomość ewolucji skłania zazwyczaj do naiwnej koncepcji postępu: ssaki miały „większe mózgi” od gadów, to jest „większą inteligencję” i dlatego je ostatecznie wyparły. Jednakowoż ssaki współistniały z gadami przez setki milionów lat, stanowiąc marginesowe, drobne formy wobec królujących gadów. Ostatnio znów stwierdzono, jak znaczną w stosunku do wszystkich innych organizmów żyjących w oceanie, inteligencję posiadają delfiny. Mimo to bynajmniej nie opanowały one w wyłączny sposób królestwa wód. Jesteśmy skłonni do przeceniania wagi inteligencji, jako wartości „samej w sobie”.
 
No właśnie, inteligencja – sztuczna inteligencja: AI, ChatGPT, androidka Ameca – szturmem wzięła medialne nagłówki. Kolejne gorące newsy rozpalają naszą dzisiejszą wyobraźnię. Rozważania na temat natury sztucznej inteligencji, kierunków rozwoju, jej przyszłości, a raczej naszej ludzkiej przyszłości w jej towarzystwie zaprzątają nie tylko naukowców. I słusznie, gdyż nie jest to dziedzina, o której należy rozmawiać jedynie w porządku technologicznym. Równie istotna wydaje się perspektywa filozoficzna i etyczna. I w tym miejscu warto sięgnąć po rozważania Stanisława Lema, których przenikliwość i aktualność wprawia w zdumienie.
 
„Summa Technologiae”, wydana równo pół wieku temu, w 1974 roku, to zbiór tekstów, który – czytany dziś – może okazać się ożywczy dla dzisiejszej debaty. Lem, wychodząc od nauki i techniki, kieruje reflektory uwagi czytelnika na sprawy fundamentalne, a nie tylko technikalia. Dzisiejszy dyskurs pokazuje, że wciąż nie wypracowaliśmy języka, w którym możemy rozmawiać o swoistości sztucznej inteligencji. W jej opisach uciekamy się do narzędzi, które znamy: nierzadko do antropomorfizacji, fetyszyzacji bądź demonizacji sztucznej inteligencji. Wyciągamy pewne logiczne wnioski z obecnego stanu wiedzy, mimo iż nasza predykcja w tym względzie pewnych zmiennych uwzględniać nie może. W końcu sam Lem pisał, iż „futurologia chybiała każdego celu, do którego się złożyła”.
 
Gorąco polecamy Wam lekturę „technologicznych” tekstów Stanisława Lema zarówno z tego zbioru, jak i innych jego powieści, choćby „Powrotu z gwiazd”. Jak się wydaje, to, co czyni ich lekturę aktualną jest nie tylko wielka i niekwestionowana wiedza i inteligencja Lema, ale też to, co jest „ponad” czy raczej „poza” tym obszarem: wnikliwość autoświadomość autora, brawurowy twórczy pierwiastek w myśleniu, odwaga sięgania poza zbiór elementów, którymi żongluje inteligencja. Czyli to, co nazwalibyśmy… no właśnie, jak?: mądrością? talentem? kreatywnością/twórczością? wyobraźnią? Jakimś naddatkiem, który nie jest tożsamy z inteligencją.

C/Z/YTAT na weekend: „Przerwana lekcja muzyki” Susanny Kaysen

Dziś polecamy książkę, o której najprawdopodobniej słyszeliście. Zapewne wielu z Was zna jej filmową adaptację.

„Szaleństwo przejawia się w dwóch podstawowych wariantach: jako powolne i jako szybkie.
Nie chodzi tu ani o nagłość wybuchu choroby, ani o okres jej trwania. Mam na myśli wyłącznie czystą jakość szaleństwa, najzwyklejszy, codzienny wymiar bycia wariatem.
Jest na to wiele nazw: depresja, mania, katatonia, irytacja, lęk, niepokój. Wszystkie jednak niewiele mówią. Dominującą jakością wariantu powolnego jest lepkość.
Doświadczenia są napuchnięte. Percepcja jest spuchnięta i otępiała. Czas płynie niemrawo, skapuje powoli poprzez zapchany filtr spuchniętej percepcji. Temperatura ciała niska. Puls zwolniony. System odpornościowy w półśnie. Cały organizm drętwy i mdły. Odruchy bezwarunkowe osłabione; nodze uderzonej młoteczkiem w rzepkę kolanową nie chce się nawet ruszyć z miejsca.
Lepkość objawia się już na poziomie komórek. Podobnie jak szybkość.”

Autobiograficzna powieść amerykańskiej pisarki Susanny Kaysen „Przerwana lekcja muzyki” opisuje wspomnienia pisarki z pobytu w latach 1967–1969 w szpitalu psychiatrycznym. Skłania tym samym czytelnika do wielu pytań. Jaka jest granica między chorobą psychiczną a „normanością”? Kto jest chory, a kto wrażliwy i zagubiony? Czy można pomylić emocje z chorobą? Jakie czynniki determinują życie i psychikę. Autorka książki zwraca uwagę na kwestię wolności, różnice między funkcjami umysłu i mózgu, a także skupia się na zaburzeniach nastroju. Tytuł powieści został zaczerpnięty z obrazu Jana Vermeera.

C/Z/YTAT na weekend: „Byłam Eileen” Ottessy Moshfegh

Piątek zaczynamy C/Z/YTATem na weekend. Takim, który obudzi skuteczniej niż podwójne espresso.
 
„Spowijała mnie otoczka apatii, stoicyzmu i tumiwisizmu, podczas gdy tak naprawdę kipiałam ze złości, a w głowie miałam szaleńczy natłok myśli, głównie morderczych. Obnosiłam się ze zbolałą, bezbarwną miną, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Moje lektury nie dotyczyły prowadzenia domu i ogródka. Lubiłam czytać o wszelkich okropnościach. Pamiętam, że wybierałam jedną z najgrubszych książek w bibliotece publicznej – kompendium medycyny starożytnego Egiptu – aby zgłębiać upiorną praktykę wyciągania mózgu zmarłego przez nos.
Lubiłam wyobrażać sobie mój mózg zwinięty w czaszce w kłębek. Fantazje, że własny mózg można rozplątać, wyprostować i tym sposobem przywrócić mu spokój i zdrowie, niosły ukojenie. Miałam poczucie, że w moim mózgu coś zostało wadliwie zainstalowane, a problem jest na tyle skomplikowany, że jedynym remedium pozostaje lobotomia – mój mózg wymagał przeglądu generalnego, wymiany starego życia na nowe.”
 
Ottessa Moshfegh, amerykańska powieściopisarka – rocznik 1981, to jedno z najgłośniejszych obecnie nazwisk w świecie literatury. Ten rozgłos przyniosła przede wszystkim książka „Mój rok relaksu i odpoczynku”. Powyższy cytat pochodzi jednak z wcześniejszej powieści „Byłam Eileen”. Już w niej pojawiają się motywy i literackie gry, które Moshfegh z wielkim talentem stosuje w swojej prozie: dziwaczność i pokrętność fabuły oraz bohaterów, kobieca antybohaterka, narracja pierwszoplanowa, groteska i ironia oraz – przede wszystkim – spora dawka fizyczności, fizjologii naturalistycznie opisanych. Wielu czytelników zarzuca wręcz pisarce epatowanie obscenicznością i obrzydliwością. Możliwe, że nie są to lektury dla bardzo wrażliwych żołądków, ale czy poziom ohydy przekracza – dajmy na to – poziom w filmach Tarantino czy starego, dobrego Rabelais? Raczej nie.
 
Na pewno Moshfegh to jeden z najciekawszych literackich głosów ostatnich lat. Przywołany powyżej cytat pochodzi z książki, która niedawno została zekranizowana. To opowieść o Eileen Dunlop, młodej kobiecie, której życie upływa w więcej niż nieciekawej scenografii – w zapuszczonym domu, z ojcem alkoholikiem, z pracą w domu poprawczym dla chłopców. Sama Eileen jest postacią cokolwiek dziwaczną i neurotyczną. Marzeniem Eileen jest, oczywiście, ucieczka z takiego życia. Jednak to, jak tę ucieczkę Moshfegh „organizuje” swojej bohaterce dowodzi jej niezwykłej błyskotliwości i wyobraźni. Autorka pogrywa sobie z utartymi schematami literackimi i z oczekiwaniami czytelnika. I robi to niezwykle inteligentnie – „Byłam Eileen” to powieść pełna zaskakujących zwrotów akcji, lecz – co najważniejsze – bolesna i przenikliwa wiwisekcji amerykańskiej rzeczywistości. Gorąco polecamy!

C/Z/YTAT NA WEEKEND: „Niezłe ziółko”

Korzystając, że przed nami ostatni weekend ferii poC/Z/YTAmy coś jeszcze z literatury dla dzieci.

„Nie podjął tematu. Cały wysiłek włożył w to, żeby się nie rozpłakać. A kiedy zagrożenie łzami stało się kwestią sekundy, opuścił głowę i wbił wzrok w swoje nieskazitelnie białe trampki.
– Szkoda, że nie mogę cię przytulić – westchnęła babcia, również patrząc na nieskazitelnie białe trampki Eryka.
Tylko w takich chwilach żałuję, że się trochę zmieniłam.
– Dla mnie jesteś tą samą babcią. – Eryk powiedział to z wielkim przekonaniem. – Chciałbym ci kiedyś zaimprezować…
-Zaimponować? – babcia roześmiała się serdecznie. Burza właśnie przechodziła bokiem. – Od dawna mi imponujesz. Jestem z ciebie dumna. Jednak teraz musisz zaimponować sobie. Dopiero wtedy będziesz naprawdę szczęśliwy.
Motocykl odezwał się wyjącym silnikiem, gotowy do drogi. Buczał tak głośno, że nie było sensu prowadzić tej rozmowy. Eryk z całych sił wykrzyczał tylko, że jutro ma sprawdzian z matematyki.
Pomożesz mi, babciu?! – wrzeszczał na pół osiedla.
Usłyszała go.”

„Niezłe ziółko” Barbary Kosmowskiej to magiczna opowieść o więzi wnuka i babci – silniejszej niż śmierć. Wsparcie i dobre rady ukochanej Babci Malutkiej już zawsze towarzyszą Erykowi w życiowych wyborach, w relacjach z rówieśnikami, w opiece nad potrzebującymi zwierzętami, która wciąga chłopca bez reszty. Wzruszające i pełne mądrości opowieści o podróży, ziołach, wyborach i życiu starszej pani wypełniają pustkę w sercu chłopca. Książka pokazuje, że śmierć to nie koniec, a nasi bliscy żyją w nas, jeśli tylko tego chcemy i potrzebujemy.
Całość historii pięknie dopełniają ilustracje Emilii Dziubak.

 

C/Z/YTAT na weekend: „Pawilon małych ssaków”

Piątek! Więc C/Z/YTAMY. Dziś książka pełna wrażliwości i poczucia humoru autora, splatająca kilka jego życiowych wątków.

„6 listopada 2018

Że też musiała mi akurat teraz wypaść spomiędzy papierów mała pocztówka z grafiką pana Kazia Wiśniaka z kościółkiem świętej Małgorzaty. A tak mi już dobrze szło nietęsknienie za Krakowem.

(Kiedyś to było dużo prostsze: jak mówiłem „u nas”, chodziło mi o Trójmiasto. Potem „u nas” było w Trójmieście i w Krakowie. Pewnie kiedyś „u nas” będzie też we Wrocławiu, ale jeszcze nie teraz. Kaśka mówi czasem, że trzeba dać czasowi czas. I to może nawet brzmi jak banał, ale co z tego, skoro pomaga).

14 listopada 2018

Najstarszy żyjący na świecie dziobak australijski, samica, która mieszka w Healesville Sanctuary pod Melbourne, kończy dziś dwadzieścia pięć lat!

15 listopada 2018

Lecimy z Pawłem do Gruzji. Pierwsza większa wspólna wycieczka. Na lotnisku uroczy starszy pan w futbolówce awanturuje się, że nie pozwalają mu wejść na pokład samolotu z metrowym sekatorem. Jak pech, to pech!”

 

Książka „Pawilon małych ssaków” – Patryka Pufelskiego wydana została w formie pamiętnika, jako laureatka konkursu pamiętników osób LGBTQ+. Przeplatanie trzech wątków: rodzinnego z żydowskimi tradycjami, pasji i pracy w zoo oraz relacji osobistej z partnerem ujęte jest lekko, uroczo, zabawnie, choć czasem też bardziej poważnie. Patryk pracuje w zoo w Krakowie oraz Wrocławiu, a przygody swoich podopiecznych znajdują miejsce na wielu stronach pamiętnika. Przenosi nas do swojego świata. Prywatnie właściciel psa Zośki, partner Pawła, świętujący zarówno Chanukę i Boże Narodzenie. W jego życiu osobistym poznajemy znajomych, chorą na Alzheimera przyjaciółkę, dużą rodzinę, partnera, ich rozmowy, rady i spojrzenie na świat. Sam autor nierzadko bardzo emocjonalnie komentuje bieżące wydarzenia z kraju.

 

Nominacja do Nagrody Literackiej „Nike” 2023

O!Lśnienie 2022 w kategorii Literatura

Karakterowa Książka Roku 2022

Krakowska Książka Miesiąca (styczeń 2023)

Nominacja w plebiscycie Książka Roku 2022 Lubimyczytać.pl w kategorii Debiut

C/Z/YTAT na weekend: „Nazywam się Czerwień”

„Mam wielkie szczęście, że jestem czerwienią. Jestem ognista. Jestem silna. Mężczyźni zwracają na mnie uwagę. Nie można mi się oprzeć.
Nie ukrywam się. Według mnie delikatność nie objawia się w słabości i subtelności, lecz w zdecydowaniu i sile woli. Dlatego ściągam na siebie uwagę. Nie boję się innych kolorów, cieni, tłumów czy nawet samotności. To wspaniałe, gdy na jakiejś powierzchni odbiję swoje zwycięskie ego. Gdziekolwiek się pokażę, oczy błyszczą, rośnie namiętność, unoszą się brwi i serca szybciej biją. Jak wspaniale jest żyć! Jak wspaniale jest widzieć! Życie widać wszędzie. I ja jestem wszędzie. Życie zaczyna się ode mnie i wraca do mnie. Wiem, co mówię!”
 
To nasz weekendowy C/Z/YTAT z książki tureckiego noblisty Orhana Pamuka. W „Nazywam się Czerwień” pisarz, oprócz swoich stałych tematów, zajmuje się sztuką. Lektura przenosi nas do szesnastowiecznego Stambułu, w którym grupa wyśmienitych miniaturzystów pracuje nad księgą dla sułtana zawierającą barwne miniatury. To praca niebezpieczna, bo sztuka figuratywna w islamie jest zakazana – wykonawcy i samo zlecenie są w niebezpieczeństwie. I rzeczywiście dochodzi do morderstwa.
 
Wątek kryminalny jest jednak dla Pamuka li tylko pretekstem, by opowiedzieć, poprzez sztukę, o ścieraniu się wpływów zachodnich z tradycyjną kulturą Wschodu. O rozkroku, w którym stoi Turcja, oczywiście także ta współczesna. To zresztą wiodący temat jego pisarstwa. Walorem „Nazywam się Czerwień” jest jednak imponujący opis sztuki tworzenia miniatur. Wiele miejsca Pamuk poświęca barwom, jak pisze: „kolor to dotyk oka”.
 
„Nazywam się Czerwień” to właściwie lektura obowiązkowa dla osób interesujących się sztuką i jej historią – przynosi wiele rozważań na jej temat i to w zachwycającej formie literackiej. Lektura do powolnego, uważnego smakowania – polecamy Waszej uwadze!