„Apetyt na książkę” w Mikołajkowej odsłonie

W ubiegłym tygodniu w naszej Czytelni znowu zrobiło się wyjątkowo apetycznie, oczywiście za sprawą klubu „Apetyt na książki”. Przy piernikach, pierniczkach i innych smakowitościach koleżanki opowiadały o tradycjach świątecznych. Jak kiedyś obchodzono Święta, a jak obchodzi się je teraz, jak świętuje się w różnych regionach Polski…. Poza pięknymi opowieściami, jakie snuły uczestniczki, były lektury o tradycjach świątecznych. Jednym ze zwyczajów bożonarodzeniowych było i jest obdarowywanie przez świętego Mikołaja. I naszą czytelniczą grupę Mikołaj – na obcasach – też już odwiedził.

 

 

Biblioteczny Kalendarz Adwentowy – 13 grudnia

W polskim kalendarzu 13 grudnia nie ma przyjemnych skojarzeń – to rocznica wprowadzenia stanu wojennego. W tym roku zresztą okrągła – czterdziesta. Stąd uznaliśmy, że to właściwy dzień na dzisiejszą lekturową propozycję w Bibliotecznym Kalendarzu Adwentowym. „Internat” Serhija Żadana dzieje się w styczniu, a zimowy krajobraz jest tu scenerią wojenną. I nie jest to wojna z odległej przeszłości, w historycznym kostiumie, ani też tocząca się gdzieś daleko. Przeciwnie, to współczesny konflikt zbrojny u naszych sąsiadów, we wschodniej Ukrainie. Wojenny Donbas jest tłem niezwykle sugestywnej historii opowiadanej przez Żadana. Choć trudno to nazwać tłem – wojna jest tu najważniejszym tematem. Wojna pokazana nie z geopolitycznego oddalenia, lecz z punktu widzenia pojedynczego człowieka, cywila. Śmierdząca, chaotyczna, niezrozumiała, przepełniona nieustannym strachem. Przez jej kolejne piekielne kręgi wędruje główny bohater – nauczyciel ukraińskiego, 35-letni Pasza. Przedziera się przez ogarnięte wojną miasto, by zabrać z internatu do domu swojego siostrzeńca.

Plastyczny język Żadana i jego zachwycający talent literacki, pozwalają czytelnikowi aż za dobrze poczuć, czym są współczesne konflikty. Że nie przypominają strategicznej gry na wojskowej makiecie. To wszechogarniający chaos i nieustanny strach. To rozgrywka, której zasad nie rozumiemy, ale w którą musimy grać – nie po to by wygrać, ale by w ogóle przetrwać.

„- Za dziesięć ósma – mówi nagle mały. – Słuchaj.

Pasza wyciąga komórkę. Rzeczywiście – za dziesięć ósma.

Wsłuchuje się i jakiś czas nie słyszy, oprócz terkotania automatów i wybuchów pocisków wystrzeliwanych z moździerzy. Niebawem jednak z mgły, najpierw ledwie słyszalnie, potem coraz bardziej uporczywie, zaczyna dobiegać suche, metalowe buczenie, rytmiczne uparte sygnały, nieustające, beznadziejne.

– Co to? – nie rozumie Pasza.

– Telefon – wyjaśnia mały.

– Czyj?

– Sapera.

– A skąd tu saper? – usiłuje rozumieć Pasza. Tymczasem sygnał nie znika, ktoś uparcie usiłuje się dodzwonić do tego sapera.

– Wiesz – opowiada mały – tutaj wszystko jest zaminowane – pokazuje we mgłę. – Wojsko chciało wyciągnąć sprzęt, żeby wyjść z miasta. Posłali saperów. Jednego rozerwało. Jakieś pięć dni temu. Gdzieś tam – mały pokazuje przed sobą. – I co rano ktoś do niego dzwoni. Za dziesięć ósma.

– Dlaczego za dziesięć ósma? – nie rozumie Pasza.

– Skretyniałeś? Akurat przed pierwszą lekcją.

– A kto dzwoni?

– No jak to kto? – dziwi się mały. Syn. Albo córka. Przecież jej nie powiedzieli chyba, że taty już nie ma, to dzwoni, taj, jak się umówili.

– Z kim się umówili?

– Z tatą. Przed jego wyjazdem.”