Najczęściej ukryci w cieniu i pomijani – ich nazwiska rzadko trafiają na okładkę. O tłumaczach literatury zwykle robi się głośniej dopiero w przypadku kontrowersyjnych przekładów, takich jak ostatni. Tłumaczka Anna Bańkowska na nowo przełożyła kultową kanadyjską pozycję o Ani. No właśnie, w przekładzie Bańkowskiej Ania zachowała swoje oryginalne imię – Anne. Co więcej, wcale nie jest sierotą z Zielonego Wzgórza, a z Zielonych Szczytów. Nowy tytuł wywołał wielką dyskusję krytyków literatury i czytelników w Polsce. Na „Ani z Zielonego Wzgórza” wychowały się całe pokolenia młodych czytelniczek. Zawadiacka, wrażliwa i obdarzona niezwykłą fantazją dziewczynka była dla wielu najlepszą przyjaciółką literacką. I choć książkę w Polsce przekładano kilka razy, to pewne rzeczy nie zmieniały się od pierwotnego tłumaczenia – choćby tytuł.
Kanoniczny przekład Rozalii Bernsteinowej z 1912 roku był dosyć swobodny – zresztą tłumaczka korzystała nie z oryginału, a z przekładów skandynawskich i z niemieckiego. Spolszczyła imiona bohaterów, a „green gables” przemianowała na Zielone Wzgórze. Nowe tłumaczenie Anny Bańkowskiej poprzedza wstęp od tłumaczki. Pisze w nim: „”Gable” po angielsku to termin architektoniczny oznaczający trójkątną ścianę łączącą dwie części dwuspadowego dachu. Po polsku jest to słowo „szczyt”. Słowo „szczyt” Polakom kojarzy się głównie z górami, dlatego już pierwsza tłumaczka zmieniła oryginalne Green Gables na Zielone Wzgórze, które tak wryło się w pamięć kolejnych pokoleń, że aż do tej pory nikt nie odważył się zbadać, czy tam w ogóle było jakieś wzgórze. Otóż nie było.”
Anna Bańkowska wiedziała, że jej przekład wywoła ogromne kontrowersje. Jak pisze: „(…) przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania”.
Już niedługo nowy przekład trafi do naszego księgozbioru. Jesteśmy ciekawi, czy zamierzacie po niego sięgnąć? Przeczytać i porównać z klasycznymi translacjami? I co myślicie o nowych przekładach klasyki? Czy tradycja translatorska jest ważniejsza niż wierność oryginałowi?
Nas cieszy ten ferment, bo dowodzi, że język jest czymś żywym, że literatura budzi silne emocje i dla wielu z nas ma formacyjne znaczenie.