„Apetyt na Książkę” pod koziołkiem

Uczestnicy Klubu Apetyt na Książkę spotkali się tym razem poza murami Biblioteki. Wybrali się bowiem do Poznania.  Bogaty plan wyjazdu wypełnił intensywnie cały dzień. Klubowicze zwiedzili Ostrów Tumski, Katedrę, Stary Rynek, Palmiarnię oraz Muzeum Rogala. Wspólnie spędzony czas był kolejną dobrą okazją do wymiany wrażeń i doświadczeń. Dopisała nam pogoda i dobre humory.

„Japonia – Kraj Wschodzącego Słońca” – prelekcja Zuzanny Marek

W Domu Sąsiedzkim Pod Sówką Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna otworzyliśmy książkę „Mapy. Obrazkowa podróż po lądach, morzach i kulturach świata” Aleksandry i Daniela Mizielińskich. Podróżując palcem po mapie natrafiliśmy na Japonię.

Nazwa Japonia składa się z dwóch ideogramów, czyli znaków graficznych, które wyrażają określone pojęcie bez użycia liter. Pierwszym z nich jest Ni (słońce), drugim hon (początek, źródło), dlatego też Japonia dosłownie oznacza „Kraj Wschodzącego Słońca”.

Jest to miejsce, gdzie współczesność splata się z tradycją w niezwykły sposób. Z jednej strony nowoczesne metropolie pełne technologii, z drugiej – starożytne świątynie i tradycyjne ceremonie.

Naszą przewodniczką po „Kraju Kwitnącej Wiśni” była Zuzanna Marek, studentka japonistyki. Przekazała dzieciom wiele ciekawostek o tym egzotycznym dla nas kraju.

Głośno czytana w ramach akcji Cała Polska Czyta Dzieciom, japońska bajka zachęciła dzieci do nauki języka japońskiego.

Z kolei książka „Yumi” Annelore Parot o przygodach małej kokesh (*drewnianej laleczki) za pomocą grafiki czerpiącej ze wzorów na tkaninach japońskich oraz z japońskiej popkultury, zwłaszcza z symboli i piktogramów, pokazała inną kulturę w przystępnej formie.

 

C/Z/YTAT na weekend: Jacek Dehnel „Ale z naszymi umarłymi”

„Nagły ruch zombich sprowadził z powrotem euforię i zagranicznych reporterów, którzy jeździli po Polsce z uporem godnym lepszej sprawy i próbowali opisać na nowo to, co zdążyli już opisać kilkakrotnie, ale i tak musieli robić to ponownie. Takie bowiem są prawa rynku: skoro wszędzie ludzie czekają na nowe historie o polskich zombich, to znaczy, że historii tych po prostu trzeba im dostarczyć.
W polskich mediach wszystko to wyglądało nieco inaczej, zwłaszcza w mediach państwowych, które z zombich próbowały zrobić wielki sukces rządu. Uśmiechnięte prezenterki i prezenterzy deklamowali kawałki o wielkim sukcesie polskiej polityki turystycznej, a wtórował im rzecznik Krajowej Izby Turystyki (młody, w dobrze skrojonym garniturze i odważnych koszulach; zastąpił poprzednika gustującego raczej w dwurzędówkach, pamiętających czasy afery Anastazji P.; obaj, pałający do siebie serdeczną niechęcią, mieli dziwnym zbiegiem okoliczności zginąć w tym samym schronie w podziemiach Pałacu Kultury), opowiadający, że do naszych pięknych gór i jezior, niepowtarzalnych w swojej urodzie i drogich sercu każdego Polaka, dołączyła oto atrakcja, jakiej nie ma nigdzie na świecie, „co klient zagraniczny docenia, on by tu przyjeżdżał, nie bacząc na koszty, nie bacząc na niewygody, a tym bardziej w obecnych, komfortowych warunkach”. Ze wszystkich materiałów przebijała duma, duma, narodowa duma, że to fenomen wyłącznie polski, że zwłoki wychodzą tylko z ziemi, tej ziemi, że oprócz Chopina, Kopernika i pierogów wreszcie jakiś nowy, rdzennie piastowski cud mamy, od filmowców tak czekany, od popkultur ogłoszony, od narodów upragniony, wieszczony przez hollywoodzką kinematografię i wysokonakładowe powieści, ukazujące się u nas wyłącznie jako przekłady, a tu proszę, proszę, jest zombi! Nasz ci on! Na całych pism szpaltach – my, na wszystkich kanałach – my, na biało-czerwono – my, od Paris po London – my.”

Punktem wyjścia powieści Jacka Dehnela były słowa Marii Janion: „Do Europy — tak, ale razem z naszymi umarłymi”.

W krakowskiej kamienicy mieszka cały przekrój polskiego społeczeństwa. Jednym z lokatorów jest Kuba, dziennikarz, i jego chłopak, Tomek. Kuba, wraz z ekipą telewizyjną trafia na cmentarz w Cikowicach, gdzie ma zrobić materiał o dewastowaniu nagrobków i wykradzionych z nich ciałach. Uwagę zwraca tylko jeden, niecodzienny szczegół — nagrobne płyty zostały rozbite… od środka.

Rozpoczynają się spekulacje, czy to cud, próba mająca zjednoczyć naród? Medialna gorączka, polityczne oskarżenia i społeczne nastroje, od paniki po euforię. Tymczasem sytuacja stopniowo wymyka się spod kontroli… „Ale z naszymi umarłymi” to książka trochę straszna, trochę zabawna, a na pewno zmusza do przemyśleń.